. |
Błogosławiona Joanna pomaga skutecznie. Kolejna szczęśliwa rodzina, która zwróciła się do tej świętej żony, matki i lekarki, nie została pozostawiona bez pomocy. |
Oto krótka historia, której bohaterką jest mała Brazylijka Joanna Maria, która 31 maja 2004 r. skończy cztery latka i rozwija się bardzo dobrze. Jej matka Elżbieta, kiedy oczekiwała narodzin Joanny Marii, miała 35 lat i za sobą trzy stany błogosławione zakończone szczęśliwie. Kiedy pod koniec listopada 1999 r. dostała krwotoku, wykonano USG, które wykazało, że ponownie spodziewa się dziecka. Ginekolog stwierdził jednak małe prawdopodobieństwo prawidłowego rozwoju stanu błogosławionego.
Kolejne badanie USG wykazało 19 grudnia pęknięcie pępowiny, co mogło doprowadzić do samoistnego poronienia. Tymczasem wbrew wszystkiemu stan błogosławiony rozwijał się.
11 lutego 2000 r. matka trafiła do szpitala z powodu pęknięcia błon płodowych. USG wykazało całkowitą utratę wód płodowych, dziecko jednak żyło. Tymczasem praktyka lekarska zalecała w takiej sytuacji tzw. przerwanie ciąży ze względu na ryzyko infekcji u matki. Trzeba dodać, że płyn owodniowy jest całym światem dla dziecka w tym okresie rozwojowym i daje mu pełne bezpieczeństwo i pożywienie. Stąd szanse przeżycia małej równały się zeru. W literaturze klinicznej brak było przypadków zakończonych sukcesem, kiedy dziecko ma zaledwie 16 tygodni życia. W takiej sytuacji wydalenie dziecka następuje w przeciągu kilku dni. W tym przypadku po 72 godzinach od postawienia diagnozy, kiedy wody płodowe nie powróciły, lekarka prowadząca zdecydowała się na przeprowadzenie tzw. aborcji. Elżbieta nie zgodziła się na zabicie swego dziecka. Wspomina: "Moje serce nie akceptowało tej decyzji".
Gdy mimo to lekarka nalegała, matka poprosiła męża, by przyprowadził księdza. W tym czasie szpital, gdzie przebywała, wizytował biskup diecezjalny, który przed 11 laty błogosławił jej związek małżeński. I w tej trudnej dla obojga chwili pojawił się w sali i powiedział: "Betina, pomodlimy się, Bóg ci pomoże". Następnie pozostawił małżonków samych, po czym powrócił, niosąc biografię bł. Joanny Beretty Molli. Wypowiedział słowa po ludzku niezrozumiałe: "Uczyń tak jak bł. Joanna Beretta Molla i jeśli to będzie konieczne, daj życie dziecku. Zakończyłem modlić się w domu i powiedziałem do Błogosławionej w modlitwie: nadarza się okazja, byś mogła zostać kanonizowana. Wstawiaj się u Pana o łaskę cudu i ratuj życie tego dziecka".
Elżbieta i Karol przyjmują w zaufaniu zaproszenie i powierzają przyszłość Bogu. W ten sposób przekazują lekarce odpowiedź, że nie wyrażają zgody na zabicie swego dziecka. Tymczasem wszyscy lekarze uważają, że to szaleństwo, by kontynuować stan błogosławiony bez szans. Lekarka prowadząca tak zeznaje: "Nie wiem, czy przez intuicję, brak odwagi, czy pociągana wiarą Elżbiety, która nie ma granic, zdecydowałam się czekać". Trzeba dodać, że cała parafia również się modliła.
Kiedy w 32. tygodniu dziecko osiągnęło wagę 1800 g, zdecydowano o cesarskim cięciu - dziecko urodziło się w dobrym stanie. Natomiast sytuacja matki była niepokojąca. Nastąpił krwotok, a w konsekwencji zator płucny. Elżbieta przebywała na oddziale intensywnej terapii przez trzy dni. Szczęśliwie udało się ją uratować.
20 grudnia 2003 r. Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił uroczyście decyzję Kongregacji ds. Świętych o prawdziwości cudu za przyczyną bł. Joanny Beretty Molli.
Krystyna Zając
Artykuł zamieszczono w "Naszym Dzienniku", w numerze 86 (1885), z dnia 10-12 kwietnia 2004